sobota, 9 czerwca 2012

Recenzja – Max Payne 3 – Maksymalny ból…


Z morza gier można wyróżnić te kultowe, o których nadal toczone są zażarte dyskusje, wydawane w coraz to nowych seriach typu kolekcja klasyki, platynowa kolekcja itp. Niestety istnieją osoby próbujące zarobić na popularności tych produkcji w inny sposób np. tworząc filmy na ich podstawie. Jednak nic, ani nikt nie może się równać z  kreaturami wpadającymi na genialny pomysł stworzenia sequela gier, które go nie potrzebują. Studio RockstarGames postanowiło wyprodukować kontynuację kultowej, innowacyjnej, bogatej we wszelakie treści i wciągającą serii gier jaką jest cykl Max Payne. Czy Max Payne 3 zasłużył na miano prawowitej kontynuacji, czy to tylko chwyt marketingowy?


Geneza

Ostatnia część cyklu Max Payne (Max Payne 2: The Fall of Max Payne), została wydana w 2003 roku. Trzeba powiedzieć, że prace nad trzecią częścią serii trwały przynajmniej od 2009 roku, kiedy to została ona oficjalnie zapowiedziana, jednak przyjąć można, że cały koncept, projekty itp. były gotowe od kilku miesięcy, jak nie więcej. Zakładając nawet, ze prace nad napisaniem kodu gry rozpoczęły się w 2009 to studio odpowiedzialne za jego stworzenie miało 3 lata nad dopieszczenie gierki tak, żeby wycisnąć maksimum przyjemności z rozgrywki. I tutaj pojawia się legendarne „Ale”. Gra, krótko mówiąc, jest po prostu kolejnym produktem, który ma się sprzedać i przynieść zyski bazując na wypromowanej przed laty marce. Wszyscy, którzy sądzili, że będzie inaczej powinni się zasugerować historią Duke Nukema, który powstawał 12 lat i okazał się niedopracowanym, brzydkim i nudnym śmieciem.

Coś dla oczu i uszu

Niestety z grą Max Payne 3 jest podobnie, lista błędów, niedopracowanych mechanizmów jest tak długa, że tak naprawdę nie wiem od czego zacząć. Rozpocznijmy od tego co się od razu rzuca w oczy kiedy tylko odpalimy kampanię, a jest jednym z niewielu pozytywnych aspektów gry, czyli grafiki. Oprawa wizualna stoi na bardzo dobrym poziomie. Kolejne mapki są zaprojektowane szczegółowo, różnią się od siebie znacząco, nie są tworem taśmowej produkcji, tak jak to miało miejsce np. Dead Space 2. Ścieżka dźwiękowa także jest niczego sobie, utwory pasują do tego co się dzieje w grze. Nie zapomniano o kultowej melodii z dwóch poprzednich części przygód Maxa Payne’a.


Niestety, jak to zwykle bywa, została tak udziwniona, że traci trochę na swojej świetności. Jednak trzeba się nią nacieszyć, ponieważ jest to chyba tylko jeden z 4 elementów, które wiążą trzecią część z jej dwiema poprzedniczkami.

"Wymagająca" rozgrywka

Ten produkt ma wiele wad, ale tylko jedna doprowadzała mnie do białej gorączki. Parę razy przerywałem rozgrywkę, żeby uspokoić nerwy, bo już byłem gotów rozwalić jakiś rzeczywisty obiekt. Grając w Maxa Payne’a 3 przygotujcie się na zgony, których przyczyny nie poznacie nigdy. Przeciwnicy pojawiają się dosłownie z najmniej spodziewanych miejsc. Czasami bałem się, że zamiast wyciągniętej broni pokaże się przeciwnik i mnie zastrzeli, bo patrząc na to do jakich absurdów dochodzi w tej grze nie zdziwiłbym się jakby tak się stało. Dodatkowo nasi oponenci posiadają 90% skuteczność jak chodzi o trafienia, nawet strzelając na oślep zza słupa czy barykady. Jakby tego było mało, często spotkacie się z dziwnym zachowaniem SI. Otóż, stoicie sobie swoim Maxem w miarę bezpiecznym miejscu, przeładowujecie broń, aż tu nagle podbiega do Was przeciwnik i uderza Was kolbą karabinu. Oczywiście procedura przeładowania nie może zostać przerwana przez tak bezsensowna czynność jak samoobrona, o nie, Max musi dokończyć przeładowywanie, ale niestety nie jest mu to dane, bo w międzyczasie ginie.

Z resztą nasz protagonista jest tak tępy, ale już tak tępy, że pokonanie kolejnych fal przeciwników stanowi dla niego nie lada wyzwanie. Jego głupota jest głównie związana z nowością wprowadzoną w tej części serii, a mianowicie z system tak zwanych „coverów”. Laikom spieszę wyjaśnić, że chodzi tutaj o chowanie się za różnymi filarami, ścianami, skrzyniami itp. i możliwości wychylania się zza nich w celu oddania strzału ku naszym przeciwnikom. Nie jest to nowość w grach wideo, ale twórcy tej gry wpadli na pomysł, żeby umieścić ten element w grze chyba na miesiąc przed premierą, bo system zamiast pomagać przez większość czasu powoduje nasz zgon. Po pierwsze nie możliwe jest poruszanie się od zasłony do zasłony, ani przejście zza róg będąc cały czas przylepionym do ściany. Trzeba się odkleić, wstać, dostać pełno kulek, nieczęsto zginąć, i znów przylepić się do ściany. W dodatku Max bardzo często strzela w niebo kiedy zbytnio się wychylimy, co jest kompletnie pozbawione sensu, bo niby dlaczego nie może się wychylić nieco bardziej, albo chociażby nie strzelać i nie marnować amunicji. Z resztą, w tej grze występuje tyle sytuacji, gdzie będąc zasłoniętym i tak można zginąć nie będąc zastrzelonym od tyłu. 90% skuteczność przeciwników objawia się często tym, że nawet wychylenie głowy o centymetr ponad powierzchnię osłony, nie spowodowane żadnymi poczynaniami gracza, prowadzi do śmiertelnego strzału w czaszkę ze strony naszych oponentów. Dodatkowo bycie za zasłoną dezaktywuje się po krótkich przerywnikach podczas, których np. nasz super przeciwnik nam grozi, albo następuje zbliżenie na zmianę jego lokacji. Często powoduje to zgon naszej postaci, a nam wzrasta ciśnienie do niebezpiecznych wartości.

Z resztą nawet jeżeli uda Nam się oddać jakiś celne strzały w przeciwnika to nie znaczy, że wyrządzicie mu tym jakąkolwiek krzywdę. Oponencie są bardzo żywotni, nawet 10 pocisków w nagą klatkę piersiową nie jest w stanie ich powalić. Jako, że strzały w korpus nie wyrządzały im dostatecznych obrażeń postanowiłem strzelać w głowę. Często udaje się takiego delikwenta zabić jednym strzałem, ale innym razem trafiamy w szyję i też trzeba wypluć grad pocisków żeby kogoś zabić. Jeżeli mam być szczery, warto jest ginąć, ponieważ odnawia Nam się zdrowie, a co parę naszych zejść dostajemy darmowego „painkillera”, środki przeciwbólowe, które w grach o przygodach Payne’a pełnią rolę apteczek. Takich okazji do zdobycia darmowych painkillerów będzie wiele, często są walki, gdzie ginie się po 10 razy, najczęściej nie z własnej winy. W pewnym momencie starałem się wypracować jakąś taktykę, która zagwarantowałaby mi większą przeżywalność. Czy lepiej jest grać statycznie i starać się zabić przeciwników pozostając ciągle w jednym miejscu, czy rzucić się w wir walki i starać się zabić przeciwników z bliskiej odległości? Niestety nie ma żadnej reguły, w dużej części przypadków warto wyjść zza zasłony i szturmować przeciwników z wciśniętym lewym przyciskiem myszy, ale często da się skończyć mapę nie ruszając się z miejsca. Są jeszcze sytuacje, gdzie trzeba pomieszać obie strategie, albo liczyć na łut szczęścia.

Dodatkowo gra posiada wiele pomniejszych wad, które skumulowane istotnie wpływają na pogorszenie jakości rozgrywki. Po pierwsze wkurza sposób przełączania uzbrojenia. Już nie można mieć wszystkich możliwych spluw jednocześnie do dyspozycji, co jest w sumie dobre, bo zwiększa realizm gry, ale dlaczego Max Payne nie potrafi zarzucić sobie karabinu na plecy? Jest to dosyć uciążliwe, ponieważ, żeby zabijać przeciwników trzymając w dłoniach dwa pistolety musimy pozbyć się karabinu. Co śmieszniejsze, mając na wyposażeniu karabin i strzelając z pistoletu karabin trzymamy w ręku za lufę, i tak go targamy ze sobą. Wygląda to głupio i pewnie byłoby szalenie niewygodne w prawdziwym życiu, ale jeszcze dużo błędów do wytknięcia, więc jedziemy dalej.

Ksiądz Twardowski powiedział kiedyś „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Z bronią w tej grze jest podobnie, wiele razy po cutscenkach, które towarzyszą przechodzeniu przez wiele pomieszczeń Wasza broń długa, która jest dosyć efektywnym orężem, zniknie i nie będzie możliwości jej odzyskania.
Czymś co wiele razy popsuje nam radość z rozgrywki jest tragiczna praca kamery. Przy zwykłej rozwałce nie jest źle, jednak kiedy musimy oddać precyzyjny strzał zza zasłony może nam przeszkodzić głowa naszego protagonisty. Szkoda, że twórcy nie pomyśleli o widoki z perspektywy pierwszej osoby  w takiej sytuacji, ponieważ na pewno usprawniłoby to rozgrywkę.

Fabuła, a raczej jej brak

No, ale może to moja wina, może po prostu jestem za stary na tego typu gry i zostaje mi tylko rozrywka w stylu pasjansa czy też sapera? Po 10-krotnych podejściach do zabicia tej samej grupy przeciwników liczyłem na to, że twórcy uraczą mnie fabułą ciekawą, wciągającą, rozwijającą wątki z dwóch poprzednich części, w której występują zapadające w pamięć, dobrze zagrane postaci. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że historia opowiedziana w grze Max Payne 3 potrzebuje drabiny, żeby mogła w ogóle widzieć pięty scenariuszy z pierwszych dwóch części. Jeżeli ktoś chce przekonać się sam o tym jaka jest fabuła nowego Max Payne niech zagra sam i potem przeczyta resztę recenzji, ponieważ żeby odpowiednio zjechać tę historię trzeba skupić się na wszystkich jej aspektach dosyć szczegółowo.

Po pierwsze, twórcy gry zrezygnowali z komiksów wprowadzających w fabułę, nie przeszkodzi to graczom, którzy pierwszy raz grają w Maxa Payne’a, ale na pewno zasmuci to fanów tej serii, przynajmniej ja poczułem się lekko rozczarowany. Gra nie rozgrywa się już w New Jersey, a przynajmniej nie jej główny wątek. Zamiast tego gra raczy nas widokami Sao Paulo w Brazylii. Zrozumiałbym to, gdyby powiązali to bezpośrednio z zakończeniem Max Payne 2: The Fall of Max  Payne. Problem polega na tym, że twórcy jakby zapomnieli o tej części cyklu. Informacja dla tych, którzy nie grali w poprzednią część przygód, albo zapomnieli jak się ona kończy. Max Payne dokonuje totalnej rzezi, ginie jego druga miłość (Mona Sax) i dewastuje drogą posiadłość. O tym wszystkim Max wspomina jednym zdaniem kiedy mówi, że Mona była tylko przygodą. I to wszystko jak chodzi o ciągłość fabuły. Praktycznie duża część fabuły Max Payne 2 skupiała się na romansie głównego bohatera z Moną, a w trzeciej części wspomina się o tym jednym zdaniem, degradując do roli przelotnej fascynacji. Zdarza się i tak.

Jak już jest jesteśmy przy kwestii kobiet. Max Payne 2: The Fall of Max Payne spodobal mi się z tego względu, iż twórcy byli w stanie oddać klimat filmu noir: mroczny, cuchnący jakimiś szemranymi interesami. Do tego w filmach noir głównemu bohaterowi towarzyszyła kobieta, tajemnicza, uwodzicielska, która ciągle zaskakiwała go swoją przeszłością. W trzeciej części nie ma atmosfery filmowej, kobiety są dwie, z czego żadna się Maxem nie interesuje, a my ciągle chodzimy z facetem na akcje. Klimat gry nie jest mroczny, ale bardziej przygnebiający. Główny bohater ciągle pije, użala się nad sobą i nic mu nie wychodzi przez większość czasu. Do tego nie jest już tak opanowany jak we wcześniejszych częściach. Tam był profesjonalny, tutaj wydziera się nieustannie i wychyla kolejne szklanki z drinkami.

Twórcy próbowali wytłumaczyć ucieczkę Maxa do Ameryki Południowej powrotami do przeszłości, jednak są one tak wtórne, płytkie i w sumie nawet nie doprowadzają do końca historii, która ma wyjaśniać pomysł na główny wątek fabularny. Do tego zrezygnowano ze świetnego elementu poprzednich części jakim były sny naszego protagonisty. Bardzo wiele mówiły jego marzeniach i ukrytych lękach. Tak naprawdę ze starego Maxa został oczywiście sam Max, jego żal po stracie żony, bullet time, pain killery i aktor podkładający głos . Praktycznie trudno jest to nazwać już grą Max Payne. Moim zdaniem bardziej przypomina to film „Szklana pułapka”, nawet główny bohater upodabnia się do Bruca Willisa!



Max  Payne 3


Bruce Willis


Załóżmy przez chwilę, czysto teoretycznie, że studio Rockstar robiło grę o przygodach Johna McClane’a, ale przyszedł Bruce Willis i powiedział, że mu się nie podoba i w sumie trudno mu się dziwić. No to producenci zaczęli główkować jaką  inna markę wykorzystać, która przyciągnie użytkowników. Wybór padł na bogu ducha winnego Maxa. No, ale rozpatrzmy teraz fabułę tak jakby to było o jakimś randomowym gliniarzu, któremu umarła żona i z powodu syfu jaki narobił w Stanach musiał uciekać do Brazylii, aby tam pracować jako ochroniarz. Twórcy pod względem fabuły trochę popłynęli, bo zrobili grę o zabarwieniu politycznym. Jak wiecie, bądź też nie wiecie, w Ameryce południowej jest dosyć napięta sytuacja politycznospołeczna. Dochodzi często do porwań zwykłych ludzi, którzy są często katowani przez służby wojskowe, a potem ich organy sprzedaje się na czarnym rynku, a porzucone ciała odnajdywane są w masowych mogiłach. Nie wiem czy jest to dobry materiał na grę, ponieważ ta kwestia jest dosyć wrażliwa.

No, ale dobra załóżmy znowu, że da się z tego zrobić grę, lecz niestety, Rockstar nie potrafi. Fabuła jest przewidywalna, prostoliniowa i zrobiona na siłę. Do tego dochodzi tam do tylu absurdów, że głowa boli. Jeden z nich spodoba się fanom Smoleńska, w pewnej scenie zestrzeliwujemy z granatnika startujący samolot. Maszyna ulega katastrofie, staje w ogniu, ale nasz super złoczyńca wychodzi z tego cało. Absurdów jest wiele, ale niestety ciekawych postaci jak kot napłakał. Rozumiem, że nie mogli się posiłkować postaciami z poprzedniej części, bo wszyscy tam, oprócz Maxa, zginęli, ale żeby pozbawić wszystkich jakiejkolwiek osobowości? Tam są chyba zawarte wszystkie stereotypy jakie można sobie wyobrazić. Diaboliczny brat pragnący władzy, głupi zadufany w sobie synalek „pukający” młodą żonę swojego ojca, honorowy policjant, który nigdy nie bierze łapówek i tak dalej i tak dalej. Większość postaci jest tragicznie zagrana, a ich kwestie są tak puste i bez znaczenia, że dziwię się, że nie opuściły jeszcze atmosfery naszej planety. Do tego aktorzy użyczający swojego głosu postaciom nie mogli się zdecydować jakim akcentem operować, bo często słyszymy, że postać, która urodziła się i wychowała w Brazylii mówi z lepszym angielskim akcentem niż sam Max Payne, albo miesza akcent hiszpański z amerykańskim.

Z resztą sama rozgrywka nie wprowadza żadnych nowych elementów. Idziemy z punktu A do B i zabijamy co się nawinie. Czasami robimy to stojąc na twardym gruncie, a raz zdarzy się nam to zrobić siedząc w łodzi. Jest też epizod kiedy podkładamy ładunki wybuchowe, będziemy także osłaniać swojego partnera z karabinu maszynowego. Żeby fabuła nie była nudna chodząc po mapie zbieramy dowody, czyli zatrzymujemy się przy odpowiednim obiekcie i wciskamy klawisz "E", po czym słyszymy błyskotliwy komentarz głównego bohatera i idziemy dalej. Dodatkowo kolekcjonujemy części do "złotej broni", która potem możemy użyć w grze. Czas trwania rozgrywki trudno ocenić, ale odejmując czas niewyjaśnionych zgonów można przyjąć, że grę da się przejść w 4 godzinki. Twórcy pomyśleli o trybie multiplayer, ale nie ma tym nic o czym by warto było wspomnieć. Multiplayer jest dzisiaj jak ładowarka dodawana do telefonu, no musi być i tyle.

Edycja Kolekcjonerska


Jeżeli mieliście w portfelu trochę więcej pieniędzy mogliście sobie pozwolić na edycję kolekcjonerską gry Max Payne 3. W jej skład wchodzą:





  • Egzemplarz gry Max Payne 3;
  • 25-centymetrową (10") figurkę Max Payna;
  • Parę artworków z gry;
  • Miedziano-mosiężny brelok do kluczy w kształcie pocisku;
  • Osiem dodatkowych postaci dla trybu multiplayer;
  • Zestaw dodatkowych broni dla trybu multiplayer;
  • Oryginalną ścieżkę dźwiękową z gry.

Wygląda dosyć bogato, jednak jedna rzecz mnie po prostu doprowadziła do szału - figurka Maxa. Po pierwsze, kto wpadł na genialny pomysł, żeby tak go ubrać? Max Payne od zawsze kojarzy się ze skórzaną kurtką, a nie z 
jakimś lalusiowatym garniturem. No, ale ok, taki design twórcy wybrali, trzeba to uszanować, ale do jasnej cholery, dlaczego ta figurka jest tak tandetnie wykonana! Ja bym sobie tego na półkę nie postawił, nawet jakby mi do tego dopłacili.

Konkluzja

Recenzja jest trochę ostra, ale to dlatego, że Max Payne był, jest i pewnie pozostanie bohaterem mojego dzieciństwa. Druga część wyszła kiedy byłem w szkole podstawowej i mogłem w nią grać igrać i grać i do dzisiaj mi się nie znudziła. Myślę, ze wielu ludzi takich jak ja, fanów tragicznie owdowiałego policjanta z New Jersey, gra Max Payne 3 nie zachwyci, a bardziej doprowadzi do tragicznej kondycji psychicznej. Brak atmosfery, zmiana scenerii, brak ciekawych postaci i tragiczne wręcz zakończenie spowodowały, że do tej gry na pewno nie wrócę i nie zainwestuję w nią pieniędzy. A co z ludźmi, którzy pierwszy raz mają styczność z serią Max Payne? Jeżeli liczyć na to, ze Rockstar wyda patch naprawiający wytknięte przeze mnie niedogodności w rozgrywce to sądzę, że  gra może znaleźć swoją nisze na rynku. Jeżeli kogoś interesuje rzeź, oparta na prostym, można się pokusić nawet o stwierdzenie, poruszającym scenariuszu to jest to gra dla niego. Jeżeli ktoś jest fanem Maxa, albo lubi rozwiniętą i dobrze poprowadzoną fabułę to niech odpali poprzednie części, teraz już trylogii, Max Payne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz