sobota, 2 lipca 2011

FringeStudios - Aktorką być...







O tym jak to jest grać filmie, jednocześnie studiować filologię hiszpańską i pracować w znanej sieci barów szybkiej obsługi opowie Weronika Szkudlińska.

Adrian Grzemski: W jakich okolicznościach dostałaś się na plan "Inwersji"?

Weronika Szkudlińska: Bogusz organizował casting. Wiadomość o tym wydarzeniu umieścił na Facebooku. Byłam akurat po maturach, więc powiedziałam sobie "ahh co mi szkodzi". Bogusz zapytał mnie najpierw czy mam jakiekolwiek doświadczenie w podobnych przedsięwzięciach. Było ono znikome, więc odpowiedziałam szczerze, że nie. Przyjechałam na casting. Dziewczyn było około dziesięciu. Wchodziłyśmy po kolei odgrywając scenki jakie zostały nam przydzielone przez organizatorów castingu. Nie były łatwe, ale jak widać sprawdziłam się. Tydzień później dowiedziałam się, że dostałam rolę.


Podobno jest to jedyna rola kobieca w tym filmie?

Jedyna, która została umieszczona w scenariuszu. W czasie kręcenia scen została dodana jeszcze jedna, która ubarwia film. Jest to jednak mały epizod, więc grana przeze mnie bohaterka jest główną postacią kobiecą. Można ją nazwać nazwać "dziewczyną gangstera", choć wywołuje to raczej negatywne skojarzenia. Sandra, bo tak na imię ma moja postać, jest dziewczyną raczej grzeczną i ułożoną. W trakcie filmu okazuje się, że to wszystko jednak tylko pozory. Intryga to jeden z głównych motywów filmu, więc również w działaniach Sandry przejawia się ona dość widocznie.

Wielu aktorów mówi, że utożsamiają się z graną przez siebie postacią. Czy Ty także odnajdujesz pewne cechy u Sandry, które sama posiadasz?

Sandra to wybuchowa mieszanka tego co złe i dobre. Zła jest więcej. Jej działania to intryganckie dążenie do własnych celów, więc nie wiem czy mogłabym te cechy odnaleźć u siebie. Jest jednak kokietką, co słyszę czasem o sobie. Wczuwam się w rolę, staram się oddać jej charakter, ale nie mogę powiedzieć żebym była podobna do granej przeze mnie postaci.

Jak pracuje się na planie Inwersji?

Od początku to jedna wielka zabawa. Czuję się tam wspaniale. Jest to oczywiście głównie zasługa obsady i reżysera. Tworzona przez nich atmosfera pozwala mi rozluźnić się i nie denerwować przed kamerą. Pomimo, że głównego bohatera, Filipa, poznałam dopiero na planie filmowym, na pierwszym dniu zdjęć, od razu znaleźliśmy wspólny język. Gdy tylko dostaję wiadomość o zdjęciach, lecę tam z uśmiechem na twarzy, nawet jeżeli jest to granie w letniej sukience na gigantycznym mrozie. Daje mi to spełnienie, radość i poczucie, że tworzymy wspólnie coś naprawdę nowego. Plan Inwersji mogę podsumować tak: śmiech i zabawa.

Bogusz Wasilewski jest wymagającym reżyserem?

Chce, aby jego dzieło było idealne, więc czasem tak. Wprowadza porządek, gdy za bardzo się rozbrykamy, ale jak można być wymagającym wobec ludzi młodych, którzy wciąż śmieją się w swoim towarzystwie?

Czy zdarzają się na planie chwile, kiedy czujesz niemoc i nie potrafisz dobrze zagrać filmowanej sceny?

Była jedna taka scena. Sukienka letnia i ośmiostopniowy mróz na dworze. Ręce zmrożone, kolana latały mi niemiłosiernie. Dobrze, że nie musiałam nic mówić, bo na pewno by to nie wyszło. Gorzej, gdy okazało się, że scenę trzeba zdublować. Na szczęście dubel wyszedł dobrze i scena jest, moim zdaniem, naprawdę świetna. Oczywiście to głównie zasługa Bogusza i operatora kamery, którzy odwalili kawał dobrej roboty.

Chciałabyś związać swoje przyszłe życie z przemysłem filmowym?

Wybrałam inne studia, więc to raczej niemożliwe. Poza tym nie uważam bym miała wystarczającą dawkę talentu. Inwersja to zabawa, nowe doświadczenie, które na pewno wpłynie na moje życie. Jestem za nie ogromnie wdzięczna Boguszowi, ale chyba na tym poprzestanę.

A gdyby Bogusz zaproponował Tobie rolę w jego kolejnej produkcji zmieniłabyś zdanie?

Marzyłabym o tym, aby zagrać w jego kolejnych filmach. Wiem już jaka to nieziemska zabawa, więc na pewno tak.

Masz jakiś sposób, aby przygotować się do roli czy idziesz na żywioł?

Na pewno do przygotowań należy wybranie stroju. Zawsze od Bogusza lub Ani dowiaduję się jak mam być ubrana lub uczesana i szykuję to przeważnie dzień wcześniej. Jeżeli chodzi o wczucie się w nastrój, dzień wcześniej odgrywam sobie daną scenę, choć to zależy od stopnia jej trudności. Przeważnie i tak scena jest zmieniana lub dodawane są jakieś nowe elementy, więc przewidzenie przebiegu dnia filmowego jest właściwie niemożliwe.

Zdarzyło Ci się kiedyś nie posiadanie stroju, który był potrzebny do sceny, nie przygotowanie się do roli?

Nie, zawsze zależy mi na tym, aby być właściwie przygotowaną. Czuję się współodpowiedzialna za tę produkcję i dlatego nie chcę, aby z mojej strony wynikały jakiekolwiek problemy.

Ile czasu spędzasz na planie zdjęciowym w dniu nagrań i jak często odbywają się zdjęcia?

Kiedyś zdjęcia odbywały się co tydzień, w weekend, ostatnimi czasy tylko raz w miesiącu. Wszystkim po prostu brakuje czasu, egzaminy, matury, sesje, wyjazdy, praca, brakuje czasu na inne zajęcia. To ile spędzę czasu na planie zdjęciowym zależy od odgrywanej sceny. Może to być 5h, np. gdy musieliśmy dojechać do miejsca za Poznaniem, lub nawet tylko 1.5h, gdy kręcimy krótką scenę.

Masz jakieś swoje ulubione aktorki, z których czerpiesz inspiracje?

Nie, zdecydowanie nie.. Dla mnie odgrywana rola jest wyjątkową, nie widziałam w żadnym filmie podobnej i dlatego staram się stworzyć ją na wizje Bogusza.

A czy masz jakieś swoje ulubione filmy, do których wracasz?

Zdecydowanie lubię typowo "babskie" filmy, chociaż też nie zawsze. Jednym z moich ulubionych jest na pewno „Zaklinacz koni” z niezapomnianą rolą młodziutkiej Scarlett Johansson. Po rodzicach mam manie oglądania "Znachora", filmu który zawsze doprowadza mnie do łez. Ostatnio na nowo zakochałam się w filmie "21". Genialna akcja i rola aktorów. Film do którego wracam najczęściej to "Uprowadzona" i hiszpański "Sierociniec".

Kiedy byłem mały miałem "Znachora" nagranego na kasecie VHS, też doprowadzał mnie do łez. Według mnie, jest to jeden z wybitniejszych filmów polskiej kinematografii. Sądzisz, że w dzisiejszych czasach ojczysty przemysł filmowy stoi na równie wysokim poziomie?

Szczerze, to nie przepadam za polskimi filmami. Na pewno są jakieś perełki, ale ja mam wizje głupiutkich polskich komedyjek których nie znoszę. Są produkcje takie jak "Galerianki", które uwiodły moje serce, jednak większość rani je swoją beznadziejnością.

Nie sądzisz, że w dzisiejszych czasach na takie filmy jest po prostu najlepszy popyt, że na nich można najwięcej zarobić? Społeczeństwo staje się masą, którą najlepiej karmi się niezbyt lotnym kinem.

Niestety tak... Ale jak to świadczy o nas? Gdzie podział się nasz poziom? Gdzie gust i smak? Moim zdaniem to przerażające i wróżące coraz gorzej.


Sądzisz, że jest jeszcze nadzieja dla polskiego kina?

Dobrych twórców niewielu. Może dzięki talentom, jak Bogusz, świat produkcji filmowych z kraju środkowej Europy będzie miał szansę się rozwinąć na lepsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz