czwartek, 4 listopada 2010

Artykuł - Rynek porno w niebezpieczeństwie!

Z nudów wszedłem sobie na Onet i w newsach zobaczyłem bardzo ciekawą wiadomość:

Pornobiznes kontra piraci

Dotarło do mnie, że twórca „filmu” ma jednak trochę racji. Ponoć Polska jest w czołówce krajów pod względem „ściągania nielegalnych treści z internetu”. Pewnie jest w tym trochę prawdy, ale chyba nikt nie widzi sedna sprawy.

Musimy sobie zadać pytanie: Dlaczego ludzie „ściągają rzeczy z torrentów”? No nie ma się co oszukiwać, dlatego, że są za darmo. Każdy lubi darmówki, a szczególnie wtedy kiedy wie, że gdzie indziej trzeba płacić za to co można dostać za darmo. Człowiek zawsze skorzysta z okazji i to chyba nikogo nie powinno dziwić. Nasze prawo oraz organy, który powinny je egzekwować nie są w stanie nam tego w 100% zabronić, więc chciałbym ominąć kwestie prawne związane z tym zjawiskiem. Bardziej chciałbym się skupić na wymiarze etycznym.

Kiedy idziemy rano do sklepu nikogo nie dziwi, że sprzedawca żąda zapłaty za swój towar. Takimi prawami rządzi się kapitalizm. Ktoś tworzy produkt, który chce sprzedać. Takimi prawami rządzi się także rynek muzyczny, filmowy. Także, dlaczego nie chcemy kogoś wynagrodzić za pracę jaką włożył w stworzenie piosenki czy gry komputerowej? Powodów widzę kilka.

Płyty, aplikacje komputerowe – to wszystko jest za drogie! Gra komputerowa po premierze kosztuje teraz ponad 100zł. Średnia pensja polaka to mniej niż 2000zł. Za te pieniądze trzeba opłacić mieszkanie, prąd, gaz, telefon, kupić jedzenie, ubrania i zapłacić raty kredytu. Niektórzy ludzie zarabiają poniżej 1000zł i ledwo starcza im na bieżące wydatki. Niemożliwym jest, żeby kupili sobie film, grę czy płytę. Po prostu ich na to nie stać. A umówmy się, film obejrzy się raz na jakiś czas, gierkę też przejdzie się raz i potem się po prostu ona nudzi, nie mówię tutaj o profesjonalnych graczach albo o ludziach, którzy jak tylko przyjdą do domu to pykają w gierki. Sek w tym, że trudno jest wyłożyć 100zł jeżeli wokół tyle pilnych wydatków.

Ponadto kupujemy kota w worku. Nie wiadomo jaki jest film dopóki go nie obejrzymy. Opiniami w internecie ciężko się sugerować, bo tam mogą pisać wszyscy, nawet ludzie, którzy kompletnie nie znają się na rzeczy. Większość powstających teraz filmów to porażka, a można się wkurzyć kiedy ostatnie pieniądze wydało się na jakiś chłam. Dlatego wielu ludzi najpierw ściąga film, a po pewnym czasie, jak stanieje, idzie do sklepu i kupuje go dołączonego jako bonus do gazety, w kiepskim opakowaniu i koszmarnej jakości lektorem.

No to teraz należy się zastanowić jak temu zaradzić. Najlepiej by było jakby wszystko było za darmo. Zajeżdża socjalizmem i utopią. Do tego chyba nie znalazło by się wiele osób, które by chciały spędzać cale dnie w pracując za darmo i za swój wysiłek usłyszeć „dobra robota”. Można dawać zajawki filmów, wersje demonstracyjne gier itp. Niestety, twórcy tego typu produktów zazwyczaj wybierają najlepsze momenty ze swoich produkcji i w pewien sposób nas oszukują. Ciekawym rozwiązaniem jest natomiast zmniejszenie cen towarów takich jak płyty, książki, albo zwiększenie zarobków. Niestety na to chyba też się nie zanosi. Niektórzy producenci liczą za to na hojność konsumentów. W ramach akcji “Humble Indie Bundle” można było kupić takie tytuły jak: World of Goo, Aquaria, Gish, Lugaru HD oraz Penumbra Overture w dowolnej cenie. To był strzał w dziesiątkę, w dwa tygodnie zebrano 1 273 479 dolarów. Być może to jest to idealne rozwiązanie, które zadowoli wszystkich. Dobre gry, film, płyty zarabiałyby kupę kasy, a za tandetę nikt by nie dał złamanego grosza. Jest to trochę idylliczne podejście, ale może kiedyś dojdziemy do wniosku, że każdy powinien dostać taką zapłatę na jaką zasługuje ;)

7 komentarzy:

  1. Zdecydowanie Twój najlepszy wpis.
    Ceny płyt z filmami, muzyką i grami są znacznie za wysokie a obecnie czarują często tanimi efektami i prostą fabuła.
    Opcja "kupna w dowolnej cenie" jest ciekawa, ale pozostaje zadać pytanie czy opłacalna dla producentów? Sądzę, że staje się rentowna dopiero parę lat po premierze. Ale być może właśnie takimi małymi krokami dojdziemy do najlepszego rozwiązania.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. "Kiedy idziemy rano do sklepu nikogo nie dziwi, że sprzedawca żąda zapłaty za swój towar."

    Nie dziwi, bo sytuacje nie są porównywalne.

    Idę do sklepu, kradnę czekoladę, wracam z nią do domu. Efekt: ja mam czekoladę za darmo, sklep nie ma czekolady i nie ma z tego żadnych zysków (a więc ma straty).

    Wchodzę na TPB i ściągam film przy pomocy torrentów. Efekt: ja mam film, twórca ma film, dystrybutor ma film, inni ściągający też mają film. Żadnych strat, jedynie ograniczenie potencjalnych zysków.

    Inna sprawa, że przemysł filmowy i muzyczny zwykle opiera się po prostu na inwestycjach - w płytę jest wpakowana spora ilość pieniędzy, a na zyski czeka się podczas sprzedaży, kiedy wydatki się zaczynają zwracać. Tutaj brak potencjalnych zysków może być przeszkodą, jednak jest to nadal zupełnie inna kategoria czynu od kradzieży... A koncerny i różnego rodzaju artyści próbują nam wmówić, że "piractwo" (celowo użyłem cudzysłów - nie powinno się używać takich wyrażeń) równa się kradzież.

    Rozmawiałem jakiś czas temu na ten temat m.in. ze Zbigniewem Hołdysem (przez blipa, hehe, ale zawsze ;)). Strasznie upierał się na tym, że wszyscy ściągający muzykę są złodzejami, a jak ktoś powoływał się na instytucję dozwolonego użytku (która swoją drogą ma się w naszym prawie dobrze, jednak nie odnosi się do oprogramowania!) to sugerował, że w ramach dozwolonego użytku bez pytania "pożyczy" sobie samochód swojego rozmówcy, bo przecież sam się na tę instytucję powołuję. Szkoda tylko, że to straszny błąd w rozumowaniu, bo zachodzi tu pewna podstawowa różnica - kiedy ściągnę sobie płytę Hołdys.com (a mogę to zrobić legalnie), to Hołdys może i nazwie mnie złodziejem, ale on nadal będzie miał swoją muzykę, prawa do niej, będzie mógł ją sprzedawać i na niej zarabiać; a w przypadku, kiedy Hołdys weźmie sobie mój samochód, to ja raczej już sobie nim nie pojeżdżę ;)

    No, chyba, że ktoś sobie weźmie mój samochód tak, że złodziej sobie nim pojedzie, ale samochód nadal zostanie na swoim miejscu (tak jak w przypadku muzyki). Złodziej zaoszczędzi sobie, a jakże, ale... nie wydaje mi się, żebym miał nic przeciwko - w końcu nic na tym nie tracę ;)

    Jeszcze co do sprzedawania czegoś w cenie wybieranej przez konsumentów - sam jestem za, w świecie muzyki m.in. Radiohead przeprowadziło już podobny eksperyment i było zadowolone z jego wyników (z kolei na naszym rodzimym rynku, może nie do końca w formie "pay-what-you-want", ale eksperyment w podobnym duchu ma za sobą zespół Perfect - album Schody był pierwszym dostępnym w sprzedaży internetowej, co pozwoliło znacznie obniżyć cenę i... zwiększyć zarobki, gdyż większość osób zakupiła tę płytę właśnie przez internet. Sam zespół był bardzo zadowolony z wyników sprzedaży, mimo, że płyta nie odniosła sukcesu komercyjnego, głównie ze względu na mało komercyjną muzykę na tym albumie ;) ), jednak aby taka akcja mogła być przeprowadzona z powodzeniem musi nabrać odpowiedniego rozgłosu i musi celować do określonego kręgu odbiorców. Bez odpowiedniej reklamy jest niestety skazana na klęskę.

    No, rozpisałem się, ale mam nadzieję, że można jakoś zrozumieć te moje wypociny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. "Wchodzę na TPB i ściągam film przy pomocy torrentów. Efekt: ja mam film, twórca ma film, dystrybutor ma film, inni ściągający też mają film. Żadnych strat, jedynie ograniczenie potencjalnych zysków."

    Chyba nie do końca jest tak pięknie.
    Ściągając film narażasz firmę na poniesienie strat, ponieważ gdyby nie możliwość ściągnięcia filmu bardzo prawdopodobnym byłoby, że zakupisz tę produkcję lub odwiedzisz kino. Gdyby każdy ściągał filmy, nikt by ich nie tworzył. Kinematografii nie pomaga TPB i inne.

    Zakładając, że batonik można byłoby ściągnąć z internetu (kompletna abstrakcja, ale chodzi o dowolny produkt) i zjeść. To według Twojego rozumowania wszyscy byliby zadowoleni. Bo i ja byłbym najedzony, i producent miałby swój przepis i w sklepach półki byłyby pełne.

    Absolutnie nie chcę negować ściągania z internetu. Pewnie dlatego, że ja na tym nic nie tracę a raczej zyskuje, bo nie muszę wydawać pieniędzy na seanse czy też filmy.
    Po prostu lubię sobie ponarzekać ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. "Ściągając film narażasz firmę na poniesienie strat, ponieważ gdyby nie możliwość ściągnięcia filmu bardzo prawdopodobnym byłoby, że zakupisz tę produkcję lub odwiedzisz kino."

    No właśnie w tym rzecz, że niekoniecznie. Moja półka teraz nie byłaby wypełniona oryginalną dyskografią wspomnianego już zespołu Perfect, gdybym nie ściągnął sobie kiedyś ich kilku utworów, a następnie kilku płyt. Potem, mimo tego, że płyty miałem już ściągnięte, sukcesywnie kupowałem ich "namacalne" wersje. Dzięki ściągnięciu tych utworów byłem też już na niejednym ich koncercie.
    Mamy więc tutaj dokładnie ten sam rodzaj "strat" - mówisz, że gdyby sobie ktoś nie ściągnął filmu, to by poszedł do kina. Z kolei jest jeszcze drugi ktoś, który poszedł do kina tylko dlatego, że obejrzał ten film wcześniej i oszalał na jego punkcie ;)

    "Zakładając, że batonik można byłoby ściągnąć z internetu (kompletna abstrakcja, ale chodzi o dowolny produkt) i zjeść."

    Właśnie o to chodzi, że tak już teraz mamy w przypadku "własności intelektualnej". Koszt skopiowania piosenki, filmu, binarki z programem itp. jest wręcz zerowy, dlatego nie ma mowy o żadnej kradzieży. W przypadku batonika sprawa już niestety nie jest taka różowa, no ale nikt przy zdrowych zmysłach tego chyba nie neguje :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdybyśmy porównali sobie ilość płyt (mam na myśli albumy muzyczne) sprzedawanych zanim internet stał się integralną częścią naszego życia codziennego z ilością płyt sprzedawanych obecnie, moglibyśmy dojść do wniosku, że gdyby nie internet wytwórnie płytowe zarabiałyby o wiele więcej. Można powiedzieć, że ludzie nie kupowaliby kota w worku itp., ale jednak widać sporą różnicę między ilością płyt jaka sprzedawała się kiedyś, a jaka sprzedaje się obecnie. Producenci nie tyle tracą co o wiele mniej zyskują.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo rzeczowo podszedłeś do tematu i w zasadzie zgadzam się ze wszystkim o czym pisałeś. Dodałbym jedynie od siebie kilka uwag co do przyszłości przemysłu kinematograficznego i muzycznego. Oczywiste jest, że ceny płyt są dla wielu ludzi zaporowe, aby je kupić. Dlatego większość wysiłku pójdzie w kierunku obniżenia ich cen, a z pomocą przychodzi tutaj internet. Najbardziej opłacalne dla producentów będzie umieszczanie płyt w internecie, które będzie można tam kupić (już są takie strony, na których kupienie jednego utworu kosztuje kilkadziesiąt centów). Pozwoli to ominąć koszty transportu i dystrybucji, a koszty sprzedaży w internecie są niemal zerowe. Zespołom muzycznym umożliwia to pominięcie wytwórni płytowych, które zżerają znaczną część zysków. Zamiast tego będą mogli sprzedawać swoją pracę bezpośrednio klientowi. Jest też druga kwestia. Zarabianie ze sprzedaży płyt staje się anachronizmem. Coraz większą część dochodów stanowi sprzedaż biletów z koncertów oraz sprzedaż różnych gadżetów. Patrząc z takiej perspektywy nielegalne ściąganie jest korzystne dla artystów, ponieważ jeśli to co ludzie ściągną im się spodoba, to pójdą na koncert albo kupią koszulkę lub inny przedmiot na którym artysta zarobi więcej niż zarobiłby na płycie. Na razie pozostaje nam poczekać kilka lat i zobaczyć co przyniesie przyszłość...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. @Anonimowy: takie porównywanie na nic się nie zdaje, chyba, że udowodnisz, że wpływ na obniżenie sprzedaży ma tylko i wyłącznie "nielegalne" ściąganie muzyki z internetu. Pomijając już to, że mamy kapitalizm, więc to wytwórnie powinny się dostosowywać do potrzeb rynku, aby móc na nim się utrzymywać, a robią coś zupełnie innego - lobbują za zmianą prawa i panujących obyczajów w taki sposób, żeby mogły przetrwać w takim stanie, w jakim funkcjonowały kiedyś. Myślisz, że np. Peweksy miałyby szanse funkcjonować dzisiaj w taki sam sposób, jak 30 lat temu? Bo ja nie sądzę... ;]

    OdpowiedzUsuń