sobota, 20 listopada 2010

Artykuł - Zróbmy sobie dziecko!

Zapłodnienie in vitro – kolejny kontrowersyjny temat. Powstało wiele argumentów, które przemawiają za tym, aby zakazać tej metody. Największym wrogiem sztucznego zapłodnienia jest Kościół. Uważa on, że nie można oddzielać zapłodnienia od aktu płciowego oraz, że nieludzkim jest niszczenie embrionów, które nie zostały wprowadzone do ciała kobiety. Te problemy z in vitro wszyscy znają, jednak ja zauważam kolejny i myślę że jest dużo groźniejszy niż te, które podaje Kościół.

Najpierw muszę obalić parę mitów na temat zapłodnienia pozaustrojowego i wyjaśnić na czym polega. Jest to metoda polegająca na doprowadzeniu do połączenia komórki jajowej i plemnika w warunkach laboratoryjnych, poza żeńskim układem rozrodczym. Stosuje się ją tylko w określonych przypadkach:

  • po usunięciu jajowodów
  • niedrożnych jajowodów
  • niemożliwości znalezienia przyczyny, z powodu której przez dłuższy czas kobieta nie może zajść w ciążę (czas ten zależy od wieku oraz innych czynników)
  • gdy inne, uprzednio zastosowane metody leczenia niepłodności (np. sztuczna inseminacja domaciczna*) lub operacja ginekologiczna nie przyniosły oczekiwanego rezultatu
  • ciężkiej postaci endometriozy
  • obniżonej jakości nasienia u mężczyzny
  • zaburzeń hormonalnych w cyklu miesiączkowym
  • zaburzonego funkcjonowanie jajników (np. zbyt szybkie przejście do okresu przekwitania)
  • donacji komórki jajowej

Nie jest ono łatwo dostępne, nie mówię tutaj tylko o barierach finansowych. Do zapłodnienia in vitro kwalifikuje się niewielki odsetek par, które leczone są z powodu niepłodności. Na 10 par po wykorzystaniu wszelkich innych metod leczenia zaledwie jedna kwalifikuje się do tego zabiegu. Pozostałym, w sposób klasyczny z pomocą farmakologiczną, chirurgiczną czy inseminacji domacicznej, udaje się doczekać upragnionego potomka. Tak więc, zapłodnienie poza ustrojowe proponowane jest parom tylko w ostateczności.

Po tym naukowym wstępie zajmijmy się Kościołem, któremu nie podoba się oddzielanie stosunku płciowego od zapłodnienia. Stanowisko tej instytucji w sprawie zapłodnienia in vitro nie może chyba dziwić. Założeniem kościoła katolickiego jest obrona tradycyjnych wartości chrześcijańskich. Od zawsze ludzie, którzy byli zwolennikami postępu musieli stoczyć zażartą batalię z Kościołem. Przykładem mogą być tutaj Galileusz czy Kopernik. Każda próba odejścia od standardowego modelu życia rodzinnego to dla Kościoła straszna zbrodnia. Ja nie widzę problemu z brakiem powiązania stosunku płciowego z zapłodnieniem, jeżeli para decydująca się na podjęcie próby sztucznego zapłodnienia robi to w zgodzie z własnym sumieniem, to Kościół nie powinien się wtrącać. Moim zdaniem, zadaniem kościoła katolickiego jest dawanie Nam wskazówek jak postępować, jednak nie powinien mieszać się w świeckie systemy prawne. Dzieci ze sztucznego zapłodnienia rodzą się zdrowe i jakoś nie można zauważyć żadnych skutków braku stosunku przed zapłodnieniem. Kobieta i tak rodzi dziecko w sposób naturalny. Sądzę, że Kościół bardziej obawia się o to, że ludzie przestaną wierzyć w cud życia. Ludzie mogą zacząć myśleć, że nie potrzebna jest boska cząstka do zapoczątkowanie życia, a ludzkość może tworzyć organizmy na zawołanie.

Kolejny argument Kościoła jest już bardziej sensowny, ale sam mam mieszane uczucia co do niego. Chodzi o uśmiercanie embrionów, które nie zostały wprowadzone do macicy kobiety. Z jednej strony uważam, że zarodek jest człowiekiem. Jednak z drugiej wiem, że czasem trzeba poświęcić jedno życie za cenę innego. No tak, ale w czym jeden embrion jest lepszy od drugiego. Z każdego może się rozwinąć płód. Problem jest podobny do dylematu zwrotnicy. Wyobraź sobie, że stoisz przy torach kolejowych tuż koło zwrotnicy. Po szynach z góry zjeżdża z duża prędkością wagonik. Zwrotnica jest tak ustawiona, że wózek pojedzie prostu i zabije 5 nieznanych Tobie osób. Możesz je uratować przestawiając zwrotnicę. Wówczas wózek skręci na boczny tor, na którym stoi jeden, również nieznany Tobie człowiek, podobnie jak tamtych pięciu nieświadomy niebezpieczeństwa. Tak czy inaczej ktoś umrze. Jednak trudno wybrać, która śmierć będzie mniej tragiczna. Podobnie jest w przypadku uśmiercaniu zarodków. Oczywiście nie zawsze się tak dzieje. Mogą one zostać zamrożone i posłużyć przy następnej próbie sztucznego zapłodnienia.

Zbyt duża ilość pobranych komórek jajowych do zapłodnienia wynika z niedopracowania tej metody i nikt celowo nie zabija ich dla własnej przyjemności. Po prostu pobiera się za jednym zamachem kilka komórek, bo tak jest taniej, a nie zawsze zapłodnienie się udaje. Pary decydujące się na zabieg sztucznego zapłodnienia muszę się z tym liczyć. Jednak embriony nie muszą zostać zmarnotrawione. Można z nich pozyskać komórki macierzyste, dzięki którym możliwe będzie wyhodowanie wszystkich możliwych komórek naszego organizmu. Mając zamrożone komórki macierzyste nie trzeba czekać w kolejce po przeszczep szpiku, wątroby. W przyszłości będzie można nawet wymienić komórki nerwowe, które nie regenerują się naturalnie prawie wcale.

Teraz zapłodnienie in vitro wygląda mniej więcej tak, że bierze się materiał genetyczny ojca i matki, łączy się je i w taki sposób uzyskujemy mieszankę, nad której składem nikt nie ma kontroli. A co jeśli mielibyśmy kontrolę nad tym jaki będzie skład genomu przyszłego człowieka? Kilka miesięcy temu w J. Craig Venter Institue w Rockville, USA syntetycznie odtworzono genom pewnego gatunku bakterii. Cegiełka po cegiełce zbudowano kod genetyczny organizmu, wszczepiono do innego gatunku bakterii i zaszła transformacja. Bakteria zyskała cechy zapisane w sztucznym genomie. Wielki sukces, dzięki temu lepiej poznamy zasady kierujące kontrolowaniem szlaków metabolicznych, ułatwimy modyfikację roślin itp.

Jednak ulepszenie tej metody może w przyszłości dać możliwość stworzenia od podstaw istoty ludzkiej. W sumie to nie powinno nikogo dziwić, od lat próbujemy sklonować człowieka(oficjalnie nieskutecznie). Naturalnym następnym krokiem powinno być stworzenie od podstaw istoty ludzkiej o cechach przez nas pożądanych. Nie chcę się tutaj rozpisywać na temat uznania takiego stworzenia za pełnoprawnego człowieka, ponieważ uważam, że do tego trzeba osobnego artykułu. Problemem może się okazać skomercjalizowanie sztucznego budowania człowieka. Na razie nie mamy wpływu na skład genomu naszego potomstwa. Z powodu mutacji, mieszania się genów, wyciszania pewnych fragmentów kodu DNA, nie jesteśmy w stanie przewidzieć jakie cechy będzie posiadać płód. Jednak za 100 lat rozwój biotechnologii, znajomości ludzkiego genomu mogą doprowadzić do sytuacji, że to rodzice będą moli decydować jak miałoby wyglądać ich dziecko.

Pozornie jest to świetne rozwiązanie. Koniec z chorobami genetycznymi, skłonnościami do posiadania raka, wrodzoną bezpłodnością i nadwagą. Będziemy w stanie uodpornić organizm na wiele chorób zakaźnych i czynników środowiskowych zanim opuści on organizm matki. Nigdy więcej marnowania czasu leżąc z temperaturą w łóżku. Może uda się wydłużyć życie, albo nawet lepiej – stać się nieśmiertelnymi! No wszystko pięknie, ale czym wtedy będzie się różnić „robienie” dzieci od szycia garnituru czy kupowania samochodu? Kupując nowy wóz nabywca wybiera kolor, silnik, tapicerkę, kwestię złożenia zostawia fachowcom. Kiedy dostaje kluczyki do samochodu zaczyna narzekać, że na fotografii lakier wyglądał inaczej, silnik miał ciszej pracować, tutaj jakieś plastiki nie są dobrze dopasowane. Trudno się mu dziwić. Samochody tanie nie są, a klient ma nadzieje, że dostanie sprawny produkt. A czy inaczej będzie ze sztucznie stworzonymi dziećmi? Nie mam na myśli modyfikowania zapłodnionej komórki, którego celem byłoby naprawienie niedoskonałości. Mam na myśli zbudowanie płodu od zera. Rodzice siadają w salonie z listą życzeń i konsultant pomaga im w doborze najlepszego pakietu. Dzisiaj to wydaje się absurdalne, ale za kilkadziesiąt lat to może być już normą. Dorzućmy do tego sztuczne bioinkubatory, aby kobieta nie musiała się męczyć z wielkim brzuchem, a później porodem i rozstępami. Rodzice idą odebrać dziecko z laboratorium, ale nie podoba im się. Na symulacji komputerowej wyglądało lepiej, zdrowiej. Kolor włosów wyszedł za blady i ma pieprzyk w dziwnym miejscu. Składają reklamację i żądają wymiany towaru na nowy. Zamawiali co innego.

Już słyszę głosy krytyki, że przecież dzieci adoptowane czy ze sztucznego zapłodnienia nie są traktowane jak towar. Jednak w tym przypadku cechy dziecka pozostają nadal jedną wielka tajemnicą, która nadaje tej „magii”. Człowiek nie wie co wyrośnie z takiego dziecka. Ma nadzieje, ze jest w stanie ukształtować dziecka tak, aby wyrosło na dobrego człowieka i ma gdzieś uwarunkowania genetyczne. Do sztucznie stworzonego człowieka, może nawet będzie dodawana instrukcja jak poprawnie go obsługiwać, aby wyrósł na to za co zapłacili jego rodzice. Kupując dziecko rodzice ustalą czy będzie lubiło szparagi, do zostania jakim człowiekiem będzie miało predyspozycje, czy będzie dobrym mężem lub żoną(jeżeli instytucja małżeństwa nadal będzie potrzebna). Problem nie tkwi w braku naturalnego poczęcia, ale posiadaniu wpływu na cechy dziecka.

Wielu z Was uzna to za sztuczne stwarzanie problemów, ale może po prostu wyprzedzam swoje czasy. Na początku XX wieku, kiedy to zaczynały powstawać wizje maszyn posiadających uczucia, każdy normalny człowiek traktował to jako bajkę, coś jak kosmici czy Atlantyda. Nikt się tym nie przejmował. Dopiero pod koniec XX wieku przyjrzano się dokładniej całej sprawie. Produktem ubocznym były niezliczone produkcje filmowe np. Matrix, Terminator, w których samoświadome maszyny chcą zniszczyć ludzkość. Problem z „kupowaniem” dzieci to już problem naszych potomków, jednak warto by było, aby bioetycy i biotechnolodzy rozważyli następstwa jakie niesie ze sobą sztuczne składanie organizmów.

Skoro ze sztucznym zapłodnieniem związanych jest to jakie mogą być dla niego alternatywy. Może adopcja? Ponad 80 tysięcy dzieci czeka na adopcję w domach dziecka. Jednak nie każdy jest w stanie adoptować dziecko. Zresztą, nie jest to łatwe. W Polsce adoptowane mogą być dzieci, których rodzice:

  • nie żyją
  • są nieznani
  • zostali pozbawieni przez sąd władzy rodzicielskiej
  • zgodzili się przed sądem na to, żeby ich dziecko zostało przysposobione

Takie dzieci oczywiście są, ale dodatkowo sam proces adopcyjny jest skomplikowany i też nie zawsze się udaje. Trzeba spełnić mnóstwo wymagań, wypełnić masę dokumentów. Większość osób wolałaby adoptować niemowlę, żeby mieć jak największy wpływ na jego wychowanie. Jednak żadna adopcja nie zastąpi w pełni własnego dziecka, które będzie miało oczy po mamusi i charakter po tatusiu. Czy istnieje, więc alternatywa dla in vitro?

Kościół ma swoją tajną broń w postaci NaProTechnologii. Cóż to takiego? Wpis pochodzi ze strony ProInVitro :

"NaProTechnologia powstała 30 lat temu jako skrót od słów Natural Procreative Technology (Metoda naturalnej prokreacji). Jest metodą diagnozowania i leczenia niepłodności polegającą na prowadzeniu dokładnych obserwacji kobiecego organizmu i tworzeniu na tej podstawie indywidualnych wytycznych dla każdej pary. Opiera się na tzw. modelach płodności Creightona.
Jej wynalazca i prekursor, prof. Thomas Hilgers postawił tezę, iż większość przypadków niepłodności idiopatycznej (o niewyjaśnionym medycznie podłożu) to w istocie niezdiagnozowane przypadki całkowicie uleczalnej niepłodności. Wraz z prowadzeniem analizy fizjologicznych i biochemicznych procesów zachodzących w organizmie kobiety następuje rozpoznanie problemu.
Na tym etapie można zadecydować o włączeniu leczenia hormonalnego lub chirurgicznego oraz ustalić optymalny dla danej pary moment współżycia. Przeciętna długość cyklu metody NaPro (a więc pełnej diagnostyki) trwa 24 miesiące. Oczywiście wielu parom udaje się począć dziecko jeszcze przed upływem dwóch lat.

Naprotechnologia jest przy tym metodą w całości naturalną, bo opierającą się na codziennych obserwacjach śluzu, temperatury, samopoczucia itd., bezpieczną dla zdrowia pacjentki i dziecka, rzetelną diagnostycznie, przydatną również przy problemie poronień nawykowych i ciąż zagrożonych. Jest przy tym stosunkowo tania, a w każdym razie ok. trzykrotnie tańsza od In Vitro Fertilization (IVF).”

To dlaczego metoda in vitro nie została porzucona, skoro na horyzoncie pojawiła się NaProTechnologia? Ano dlatego, że ta technika nigdy nie stanie się alternatywą dla in vitro. NaProTechnolodzy nie są w stanie wyleczyć zaawansowanej niepłodności u mężczyzny, czy kobiety z niedrożnymi jajowodami. Mogą pomóc kobiecie w obserwacji jej cyklu miesiączkowego, dać jej pigułki hormonalne i dokonać paru, niegroźnych zabiegów. Głównym propagatorem NaProTechnologii jest Kościół, a raczej jego najbardziej radykalne ośrodki. Jednak w większości przypadków ludzie zostają oszukani, bo ta metoda nie może pomóc wszystkim parom, które nie mogą mieć dzieci.

Hmm, to co w końcu zrobić ze sztucznym zapłodnieniem. Osobiście jestem za tym, żeby ta metoda była nadal stosowana, ale jestem przeciwnikiem refundacji in vitro. Coś co tak dzieli społeczeństwo nie może być finansowane z publicznych pieniędzy. Teraz co do samych argumentów przeciw. Załóżmy, że Bóg istnieje. Ma nieograniczoną władzę nad nami, jest dawcą życia itp. Gdyby chciał, żeby dzieci powstawały tylko w wyniku stosunku płciowego to chyba nie udawałyby się sztuczne zapłodnienia. No tak, ale na morderstwa też pozwala, więc tego typu argument nie przejdzie. Ale problem boskiego pierwiastka potrzebnego do istnienia życia chciałbym opisać w innym artykule. Co do niszczenia embrionów. Sądzę, że kwestią czasu jest ulepszenie metod sztucznego zapłodnienia tak, aby nie trzeba było „marnować” zarodków. A jak się odnieść do mojej obawy? Trudno jest przewidzieć czy i kiedy się ona spełni. Może się to stać za dziesięć czy sto lat. Niestety temu chyba nie da się temu zapobiec. Na pewno ktoś pokusi się o „produkcję” ludzi. Może za 50 lat warunki na naszej planecie tak się zmienią, że jedyną metodą zajścia w ciążę będzie sztuczne zapłodnienie. Trudno to przewidzieć. Jedno jest pewne, na chwilę obecną zapłodnienie in vitro daje nadzieję wielu parom na posiadanie dziecka i to się powinno liczyć.

* - procedura polegająca na wprowadzeniu za pomocą specjalnego cewnika bezpośrednio do jamy macicy odpowiednio przygotowanego nasienia partnera, które dzięki temu omijają barierę śluzu szyjkowego i unikają uszkodzenia przez znajdujące się w nim przeciwciała

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz