W mediach, na ulicy nie ustaje dyskusja na temat nowelizacji ustawy o nasiennictwie. Nowe zapisy regulują sprawę hodowania roślin zmodyfikowanych genetycznie. Jest to bardzo ważna kwestia, budząca szereg kontrowersji, wokół której powstało wiele mitów i niejasności. Czy rząd podejmując decyzje dostosowania prawa RP do norm Unijnych, nie zwracając uwagi na głos "ekspertów" wspartych głosem obywateli, bojąc się nałożenia gigantycznych sankcji podejmuje właściwą decyzję?
Do tego
można wątpić czy wszystkie medykamenty są fachowo przetestowane. Wiele środków
na odchudzanie powoduje marskość wątroby, a nawet choroby psychiczne. Agencje
takie jak WHO to na pewno miejsca wielu intryg, knowań, łapówkarstwa, nepotyzmu
i korupcji. Z resztą, z takim podejściem trzeba by było nałożyć restrykcje na
wszystkie produkty: samochody, telefony, ubrania, środki czystości, a także
naturalną żywność, bo nie wiemy jaki wpływ będzie miał dany produkt na nasze
zdrowie, środowisko itp.
Wracając do GMO, to testowanie tych produktów budzi szereg
zastrzeżeń. Badają je i przeciwnicy, i zwolennicy, dochodzą do sprzecznych
wniosków. Zapewne dlatego, że producenci GMO po prostu podają trochę ich
produktu i czekają miesiąc na efekty, a organizacje nastawione negatywnie do
takich produktów podają myszom dietę złożoną tylko z tego produktu np. kukurydzy
i dziwią się, że osobniki w 5 pokoleniu stają się bezpłodne. Zapewne ja także
chciałbym uchronić swoje potomstwo przed takim losem i przeprowadziłbym
auto-kastrację, gdyby mnie do tego zmuszono. Jednocześnie, same obiekty
badawcze budzą wiele zastrzeżeń. Dobrane tak, aby rozmnażały się jak
najszybciej, aby czas dojrzewania był jak najkrótszy, tworzą obiekty bardzo
łatwo zapadające na wszelkie odmiany nowotworów.
Większość ludzi praktycznie nie ma pojęcia na temat tego jak
tworzy się taką żywność. Rozgłaszane są pogłoski jakoby do sałaty czy kukurydzy
wsadzano „OBCE DNA”, od którego wszyscy umrzemy. Przyjmując, że żadne rządy nie
trzymają okazów kosmicznych warzyw czy owoców, naukowcy są wstanie jedynie
manipulować istniejącą pulą genów występujących na naszej planecie. Nie
potrafimy jeszcze konstruować genów, a jedynie przenosić je miedzy organizmami,
dezaktywować , albo sprawiać, że ich aktywność wzrośnie. Nie widzę niczego
złego w przeniesieniu genu z cytryny do sałaty, aby zawierała witaminę C, albo zwiększenia
aktywności genu odpowiadającego za soczystość owoców.
Oczywiście istnieje obawa, że gen wprowadzony do organizmu
wytworzy jakiś dodatkowy produkt, który może okazać się szkodliwy. Czy jednak
możemy uznać, że podanie owocu GMO szczurowi da Nam odpowiedź na pytanie czy
dany produkt jest bezpieczny dla człowieka? Ludzie różnią się od siebie, nawet
jak chodzi o metabolizm i radzenie sobie z substancjami niebezpiecznymi. To co
dla jednego jest trucizną innemu może albo nie zaszkodzić albo pomóc. Pytanie tylko czy takie rzeczy ma zweryfikować
życie czy laboranci, czyli zwykli ludzie, popełniający błędy. Swoimi decyzjami
mogą sprawić, że produkt szkodliwy trafi do sprzedaży, a zdrowa żywność
zostanie odrzucona.
Inżynieria genetyczna jest to tylko zespół pewnych technik,
metod służących polepszaniu naszego życia. Nie powinna budzić sprzeciwu, protestów
społeczeństwa. Obawy może budzić sytuacja kiedy wielkie korporacje, np.
Monsanto, używają tych technologii jako maszynki do robienia pieniędzy. Owa
firma stworzyła odmianę pszenicy, która od zwykłej różniła się tym, że była odporna
na środek ochronny produkowany przez nią samą. Ochrona przed toksynami w
przypadku roślin polega na tym, że przechowują one szkodliwe substancje we
własnych komórkach w celu ich ponownego użycia w bliżej nieokreślonej
przyszłości. Jeżeli zjemy taką roślinę na pewno nam to zaszkodzi.
Należy sobie zadać pytanie jak to się dzieje, że pomimo
istnienia agencji, które maja chronić konsumenta przed takimi truciznami, jakoś
wielkie korporacje nadal trwają i kontynuują proceder tworzenia takich śmieci?
Jeżeli wpiszecie w wyszukiwarkę Google hasło „monsanto” na 100% wśród wyników znajdziecie filmiki,
artykułu o tym jakie powiązania z rządem USA, Kanady ma ta korporacja. I sądzę,
że tu jest przysłowiowy pies pogrzebany. Bardzo trudno znaleźć przykład
wielkiej korporacji, monopolisty narzucającego swoją wolę innym firmom, która
nie ustanowiłaby swojej dominacji bez ingerencji rządu, jego protekcji czy to w
formie ceł, ochrony patentowej itp. Władza, która miała chronić swoich
obywateli przed chciwymi przedsiębiorcami, sama stała się źródłem ich problemów.
Inżynieria genetyczna jest jak książka. Mając odpowiedni
sprzęt i widzę każdy może stworzyć „Hamleta” czy „Ulissesa”, ale istnieje
niebezpieczeństwo, że ktoś stworzy „Mein Kampf” czy „Manifest komunistyczny”. Czy istnieje sposób, żeby nie dopuścić do
powstania odpowiedników dzieł Hitlera i Marksa w dziedzinie GMO? Szczerze? Wątpię
czy uda się tego dokonać. Pomijając wpływ korporacji, nawet bez nacisków sądzę,
że ludzie po wprowadzeniu zakazu hodowania GMO zeszliby do podziemia, tworząc
prawdziwe niebezpieczne odmiany w prymitywnych warunkach. Mogłaby powtórzyć się
sprawa taka jak ze skażonym alkoholem w Czechach. Tylko, ze tym razem na o
wiele większą skalę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz