niedziela, 9 grudnia 2012

GMO - Głos Milionów Obywateli


W mediach, na ulicy nie ustaje dyskusja na temat nowelizacji ustawy o nasiennictwie. Nowe zapisy regulują sprawę hodowania roślin zmodyfikowanych genetycznie. Jest to bardzo ważna kwestia, budząca szereg kontrowersji, wokół której powstało wiele mitów i niejasności. Czy rząd podejmując decyzje dostosowania prawa RP do norm Unijnych, nie zwracając uwagi na głos "ekspertów" wspartych głosem obywateli, bojąc się nałożenia gigantycznych sankcji podejmuje właściwą decyzję?
Istnieje duża pokusa, aby ustanowić kontrolę nad żywnością modyfikowaną genetycznie i to dosyć restrykcyjną, aby obywatele byli pewni, że to co jedzą jest zdrowe i im nie zaszkodzi. Taką sytuacje mamy na rynku leków. Plusem jest to, że ludzie nie umierają na masowa skalę z powodu zażywania skażonych medykamentów, a przynajmniej nie jest to tak widoczne. Niestety, jest to jedyna korzyść płynąca z tej sytuacji. Wraz z nawet kilkunastoletnim okresem testowania leku ilość wytwarzanych nowych specyfików spadła diametralnie. Producentom, z powodu wysokich kosztów, nie opłaca się tworzyć leków na rzadkie choroby. Same leki też są drogie, ponieważ koszty muszą się producentowi zwrócić.

Do tego można wątpić czy wszystkie medykamenty są fachowo przetestowane. Wiele środków na odchudzanie powoduje marskość wątroby, a nawet choroby psychiczne. Agencje takie jak WHO to na pewno miejsca wielu intryg, knowań, łapówkarstwa, nepotyzmu i korupcji. Z resztą, z takim podejściem trzeba by było nałożyć restrykcje na wszystkie produkty: samochody, telefony, ubrania, środki czystości, a także naturalną żywność, bo nie wiemy jaki wpływ będzie miał dany produkt na nasze zdrowie, środowisko itp.

Wracając do GMO, to testowanie tych produktów budzi szereg zastrzeżeń. Badają je i przeciwnicy, i zwolennicy, dochodzą do sprzecznych wniosków. Zapewne dlatego, że producenci GMO po prostu podają trochę ich produktu i czekają miesiąc na efekty, a organizacje nastawione negatywnie do takich produktów podają myszom dietę złożoną tylko z tego produktu np. kukurydzy i dziwią się, że osobniki w 5 pokoleniu stają się bezpłodne. Zapewne ja także chciałbym uchronić swoje potomstwo przed takim losem i przeprowadziłbym auto-kastrację, gdyby mnie do tego zmuszono. Jednocześnie, same obiekty badawcze budzą wiele zastrzeżeń. Dobrane tak, aby rozmnażały się jak najszybciej, aby czas dojrzewania był jak najkrótszy, tworzą obiekty bardzo łatwo zapadające na wszelkie odmiany nowotworów.

Większość ludzi praktycznie nie ma pojęcia na temat tego jak tworzy się taką żywność. Rozgłaszane są pogłoski jakoby do sałaty czy kukurydzy wsadzano „OBCE DNA”, od którego wszyscy umrzemy. Przyjmując, że żadne rządy nie trzymają okazów kosmicznych warzyw czy owoców, naukowcy są wstanie jedynie manipulować istniejącą pulą genów występujących na naszej planecie. Nie potrafimy jeszcze konstruować genów, a jedynie przenosić je miedzy organizmami, dezaktywować , albo sprawiać, że ich aktywność wzrośnie. Nie widzę niczego złego w przeniesieniu genu z cytryny do sałaty, aby zawierała witaminę C, albo zwiększenia aktywności genu odpowiadającego za soczystość owoców.

Oczywiście istnieje obawa, że gen wprowadzony do organizmu wytworzy jakiś dodatkowy produkt, który może okazać się szkodliwy. Czy jednak możemy uznać, że podanie owocu GMO szczurowi da Nam odpowiedź na pytanie czy dany produkt jest bezpieczny dla człowieka? Ludzie różnią się od siebie, nawet jak chodzi o metabolizm i radzenie sobie z substancjami niebezpiecznymi. To co dla jednego jest trucizną innemu może albo nie zaszkodzić albo pomóc.  Pytanie tylko czy takie rzeczy ma zweryfikować życie czy laboranci, czyli zwykli ludzie, popełniający błędy. Swoimi decyzjami mogą sprawić, że produkt szkodliwy trafi do sprzedaży, a zdrowa żywność zostanie odrzucona.

Inżynieria genetyczna jest to tylko zespół pewnych technik, metod służących polepszaniu naszego życia. Nie powinna budzić sprzeciwu, protestów społeczeństwa. Obawy może budzić sytuacja kiedy wielkie korporacje, np. Monsanto, używają tych technologii jako maszynki do robienia pieniędzy. Owa firma stworzyła odmianę pszenicy, która od zwykłej różniła się tym, że była odporna na środek ochronny produkowany przez nią samą. Ochrona przed toksynami w przypadku roślin polega na tym, że przechowują one szkodliwe substancje we własnych komórkach w celu ich ponownego użycia w bliżej nieokreślonej przyszłości. Jeżeli zjemy taką roślinę na pewno nam to zaszkodzi.

Należy sobie zadać pytanie jak to się dzieje, że pomimo istnienia agencji, które maja chronić konsumenta przed takimi truciznami, jakoś wielkie korporacje nadal trwają i kontynuują proceder tworzenia takich śmieci? Jeżeli wpiszecie w wyszukiwarkę Google hasło „monsanto” na  100% wśród wyników znajdziecie filmiki, artykułu o tym jakie powiązania z rządem USA, Kanady ma ta korporacja. I sądzę, że tu jest przysłowiowy pies pogrzebany. Bardzo trudno znaleźć przykład wielkiej korporacji, monopolisty narzucającego swoją wolę innym firmom, która nie ustanowiłaby swojej dominacji bez ingerencji rządu, jego protekcji czy to w formie ceł, ochrony patentowej itp. Władza, która miała chronić swoich obywateli przed chciwymi przedsiębiorcami,  sama stała się źródłem ich problemów.

Inżynieria genetyczna jest jak książka. Mając odpowiedni sprzęt i widzę każdy może stworzyć „Hamleta” czy „Ulissesa”, ale istnieje niebezpieczeństwo, że ktoś stworzy „Mein Kampf” czy „Manifest komunistyczny”.  Czy istnieje sposób, żeby nie dopuścić do powstania odpowiedników dzieł Hitlera i Marksa w dziedzinie GMO? Szczerze? Wątpię czy uda się tego dokonać. Pomijając wpływ korporacji, nawet bez nacisków sądzę, że ludzie po wprowadzeniu zakazu hodowania GMO zeszliby do podziemia, tworząc prawdziwe niebezpieczne odmiany w prymitywnych warunkach. Mogłaby powtórzyć się sprawa taka jak ze skażonym alkoholem w Czechach. Tylko, ze tym razem na o wiele większą skalę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz